dzwonię do mojej najukochańszej przyjaciółeczki Izabelki:
-cześć pizdo. -cześć wsiuro. -co robisz? -a gówno -a to dobrze. -masz lampę ciemniową? -nie. -a to szkoda.bo potrzebuję. -a to sobie zrób. pomaluj żarówkę pisakiem i będziesz miała z głowy. -kurwa nie mam pisaka. a Ty masz? -no mam. -a to przyjdź do mnie. i mi go przynieś. -no chyba Cię pojebało! nie chce mi sie zapierdalać taki kawał do Ciebie! -a to nie zapierdalaj do mnie. tylko podrzuć mi pisaczka...
no i rece mi opadły. pomijając oczywiscie poziom naszej rozmowy... jakby ktoś nas tak z boku posłuchał to jemu tez by chyba ręce opadły... a jaki morał z tej opowieści? właśnie zakładam trzewiki i klepiąc sie pietami po dupie dymam do niej z pisaczkiem... w końcu 22 wybiła... no niech to szlag!